Tzw. wyniki miała w normie, z wyjątkiem jednego – poziomu cukru. Nie zadecydowało to o wydaniu zezwolenia na pracę, bo wiele chorób w pracy w szkole nie przeszkadza. W każdym razie pani doktor od pracy powiedziała, że powinnam udać się do lekarza rodzinnego i sprawę wyjaśnić, czy to cukrzyca, czy chwilowe podniesienie poziomu wiadomej substancji.
Udałam się. Zrobiłam, co lekarz kazał. Diagnoza była niemiłosierna. Jest cukrzyca. W ciągu kilku sekund stanęła mi przed oczami ciocia, która wstrzykiwała sobie insulinę, znajoma, która straciła dwie nogi w wyniku tej choroby i koleżanka, która zasnęła na śpiączkę cukrzycową i już się z niej nie obudziła. Zdziwił mnie zatem spokój lekarza. Wypisał receptę na tabletki raz dziennie. Tylko raz? A gdzie zastrzyki?
Do zastrzyków to ma Pani jeszcze daleką drogę – powiedział z uśmiechem na ustach – Ma Pani internet? To proszę poczytać o chorobie i diecie. Dieta w tej chorobie to podstawa. Mierzyć cukier i sprawdzać, co pani najbardziej podnosi jego poziom. Wtedy definitywnie to wyeliminować z jadłospisu.
Przez blisko dwa miesiące czytałam i mierzyłam. Okazało się, że wiele w swej diecie zmieniać nie muszę. Zawsze byłam bliżej wegetarianizmu niż mięsożerstwa. Żal mi było co prawda jajecznicy, ale jajka na miękko przypominały mi dzieciństwo i też były dobre. Cukru praktycznie nie używałam. Od dawna wiedziała, że niszczy smak kawy i herbaty. Zamiast mielonych – pulpety, zamiast karkówki – drób. Odkryłam jeszcze jedną zależność. Jak wysoki poziom cukru to trzeba wziąć kije do Nordic Walking i maszerować. Po godzinie intensywnego marszu wszystko wraca do normy.
Dziś, po blisko dziesięciu latach od diagnozy, oswoiłam i polubiłam swoją chorobę. W niczym mi nie przeszkadza. Oczywiście, że podczas proszonego przyjęcia „wybrzydzam” przy jedzeniu. Tego nie jem, tamtego też nie. Regularnie łykam tabletki. Chodzę na spacery. Trzy razy dziennie wyprowadza mnie moja ukochana sunia Kulka. Piję dużo niegazowanej wody. Tak więc jeśli na starość mam na coś chorować, to dobrze, że jest to cukrzyca typu II. Wymusza ona na pacjencie prowadzenie …. zdrowego trybu życia! O takim mówią dietetycy, ludzie od odchudzania innych. Swoim znajomym, które notorycznie stosują różne diety oczyszczająco – odchudzające zawsze polecam dietę dla diabetyków. I dużo ruchu na świeżym powietrzu! Bo cukrzyca nie taka straszna jak się nam wydaje!
Tata młodego cukrzyka…
Syn został zdiagnozowany w wieku 4 lat, po ponad połowie roku od jego diagnozy, wpadłem na pomysł napisania książki dla dla rodziców młodych cukrzyków. W kwietniu tego roku, książka miała premierę i ukazała się nakładem fundacji Z cukrzycą na Ty. Zysk ze sprzedaży książki i eBook udzie w całości na cenę statusowe tejże fundacji.
Książka jest hybrydą pamiętnika rodzica cukrzyka, z poradnikiem dla innych rodziców. Książka ma tytuł: „Witaj, cukrzyco! Rok z życia taty młodego cukrzyka”.
Na moich mediach społecznościowych publikuje nasze codziennie perypetie, nasze wykresy i moje rozkminy. Jestem daleki od ukazywania prostych kresek z wykresów, które tylko frustrują odbiorców, częściej zobaczycie pofałdowany wykres z dużymi skokami. Pokazuje tym, że pomyłki, złe dni są normalnością, a w przypadku cukrzycy dziecka, to i kolor odbitego przez księżyc światła ma wpływ na cukier.
Jeśli ktoś do mnie napisze i poprosi o radę, to odpowiem w miarę mojej wiedzy i zaznaczę ze nie jestem diabetologiem.
Myślę o założeniu stowarzyszenia, lub fundacji na okręg kujawsko-pomorski by działać jeszcze bardziej oficjalnie. Moim drugim marzeniem jest zostanie certyfikowanym społecznym, edukatorem diabetologicznym.
Jestem otwarty na każde pytanie o pomoc i zawsze każdemu pomogę 😉
Tata młodego cukrzyka
Z cukrzycą można trenować!
Była upalna lipcowa sobota. Rok 2015. Świętowaliśmy rodzinnie urodziny szwagierki i w pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł i powiedział:
– Zobaczmy kto przeczyta najdrobniejsze literki na stojącej na stole butelce wina.
Oczywiście nie trzeba było mnie zachęcać, bo byłam pewna swego wzroku i bez trudu wygrałam tą konkurencję. Reszta wieczoru upłynęła bardzo miło.
Weekend szybko minął i w poniedziałek rano udałam się z mężem do pracy. Pogoda była równie piękna jak przez ostatnie dni, ale zauważyłam, że przednia szyba samochodu jest brudna. Nie zastanawiając się długo, zaczęłam upominać męża:
– Jak możesz jechać z taką brudną szybą. Przecież nic przez nią nie widać!
Popatrzył na mnie skonsternowany, ale bez słowa nacisnął na spryskiwacz i wycieraczki wytarły szybę. Moje zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że szyba nadal jest brudna. Tak naprawdę, problem nie tkwił w szybie, lecz w moim wzroku. Pole ostrego widzenia miałam na około 10 metrów. Wszystko co było dalej robiło się rozmazane, podczas gdy dwa dni wcześniej nic takiego się nie działo. Dało mi to do myślenia.
Zaczęłam analizować i w ostatnim czasie czułam się dość ospała i przemęczona. Anemia – postawiłam sobie z góry diagnozę, bo często ją miewałam. Nie tłumaczyło to jednak problemów ze wzrokiem… W ten sam dzień po południu udałam się do przychodni zdrowia. Pani Doktor po usłyszeniu moich objawów zadała jeszcze kilka pytań:
– Czy odczuwa Pani pragnienie?
– Tak – odpowiedziałam, ale był środek lata, upał jak nie wiem co, więc co w tym dziwnego?!
– Czy oddaje Pani mocz w nocy?
– No tak, ale skoro dużo pije to chyba normalne?
– Zlecę Pani dodatkowe badania. Proszę je zrobić jutro rano na czczo.
Czułam już wtedy, że coś się święci, ale nic więcej się nie dowiedziałam. Zgodnie z zaleceniami udałam się wczesnym rankiem do przychodni. Dosłownie kilka godzin później dzwoni do mnie jakiś nieznany numer. Odbieram więc i pytam:
– Słucham?
– Dzień dobry, dzwonię z przychodni. Mamy już Pani wyniki badań. Proszę się pilnie zgłosić w dniu dzisiejszym na wizytę w celu omówienia wyników. – usłyszałam po drugiej stronie.
Nie powiem, bo nieco się przestraszyłam cóż w tych badaniach mogło wyjść, że ta sprawa jest aż tak pilna. Siedząc w gabinecie Pani Doktor bez ogródek przedstawiła mi diagnozę:
– Cukrzyca. Ma Pani cukrzycę. Wypiszę Pani skierowanie do szpitala.
Siedziałam jak wryta i zastanawiałam się czy dobrze usłyszałam, ale Pani Doktor utwierdziła mnie w tym co wcześniej usłyszałam. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie.
Ciągle zastanawiałam się jak JA mogę mieć cukrzycę, skoro zdrowo się odżywiam, ćwiczę crossfit 3x w tygodniu, więc prowadzę zdecydowanie zdrowy i aktywny tryb życia. Wtedy wydawało mi się, że cukrzyca to tylko osoby otyłe, jedzące fast food i nieaktywne, czyli w głównej mierze chorujące na 2 typ cukrzycy. Nie wiedziałam, że tak naprawdę na cukrzycę typu 1 może zachorować każdy. Wyszłam z gabinetu i czym prędzej dzwonię do męża:
– Kochanie nie uwierzysz. Mam cukrzycę – mówię mu nieco się z tego śmiejąc, bo wciąż niedowierzam i jest to dla mnie dziwne.
– Co? – odpowiada równie zaskoczony, ale jednak w jego głosie daje się słyszeć przerażenie. – Ale jak to?
– No tak to. Sama nie wiem jak to możliwe.
Spodziewałam się jakiegoś raka czy czegoś, ale cukrzyca?!
No nic – pomyślałam bez jakiś większych dramatów. Kolejne dni były dość szalone, bo trzeba było ogarnąć wpis do szpitala i wszystkie formalności z tym związane, a nie było to łatwe, bo do czwartku (czyli dnia, w którym trafiłam na oddział) moje pole ostrego widzenia zmniejszyło się do 2 metrów! Nie ma co się dziwić, gdyż na odchodne wsunęłam jeszcze w domu kawał domowego serniczka, bo „przecież już nigdy w życiu nie zjem nic słodkiego”.
Pobyt w szpitalu wspominam miło. Personel przyjął mnie bardzo ciepło i nie przeszkadzało mi nawet, że pierwsze kilka dni leżałam na korytarzu, bo odział był tak zapełniony.
I tutaj wrócę do początku mojej opowieści. Będąc w szpitalu byłam podłączona pod pompę stacjonarną i kroplówki. Nie wiedziałam dlaczego, ale wszyscy pytali o mój wiek.
– We wrześniu kończę 26 lat. – odpowiadałam za każdym razem.
– To świetnie! Załapie się Pani jeszcze na refundowaną pompę insulinową. – odpowiadali.
Hmm… Nie za bardzo rozumiałam co fajnego jest w tym, że będę mieć podłączone jakieś takie wielkie COŚ na 1,5m badylu. Przecież z tym się nie da funkcjonować na co dzień! A może mam to mieć podłączone tylko w nocy? Przez moją głowę przechodziło milion myśli… O co chodzi, że to niby jest takie fajne?! Teraz już wiem i mam z tego kupę śmiechu, bo chodziło o osobistą pompę insulinową, która wielkością i wyglądem przypomina pager lub mp3, a nie pompę wielkości tych starych, małych, czarno-białych telewizorów.
I tak właśnie zaczął się nowy rozdział w moim życiu. Czy było ciężko?
Nie ukrywam, że na początku tak, bo ilość wiedzy jaką musiałam przyswoić w czasie pobytu w szpitalu była ogromna. Ba… Później trzeba było sobie radzić samemu, bo nikt mi w domu nie podawał wszystkiego zważonego i wyliczonego jak w szpitalu. Mimo wszystko obeszło się bez większych dramatów. Nie zastanawiałam się dlaczego właśnie mnie to spotkało czy też jak ja teraz będę żyć. Wzięłam to na klatę i potraktowałam jak kolejne wyzwanie.
Dwa tygodnie później wróciłam do regularnych treningów i postanowiłam, że będę się tym dzielić na portalach społecznościowych i pokazywać, że z cukrzycą można normlanie żyć i się spełniać. Nie tak jak mi wmawiano przez inne osoby leżące na oddziale, żebym zapomniała o treningach siłowych z cukrzycą. Dzisiaj wiem, że po prostu było mi to pisane. Dzięki cukrzycy, poznałam bardzo dużo wspaniałych osób, które również chorują i są dla mnie jak rodzina. Mogę na nich liczyć w każdej chwili i z wzajemnością. Stałam się pewniejsza siebie, bardziej zaradna i odpowiedzialna, bo wiem, że wszystko teraz zależy ode mnie.
Mama małego cukrzyka
Cały bagaż przeżyć i historii choroby mojego synka jest pewnie bardzo podobny do wielu innych historii rodziców. Ale jest jedna rzecz, którą traktuję bardzo personalnie i która jednocześnie najbardziej godzi w moje człowieczeństwo. Z jednej strony „Państwo” (czytaj kraj, rząd, instytucje Państwowe) dostrzega mnie i otacza mnie opieką. Jestem samotną matką, mam małe chore dziecko wymagające opieki całodobowej, nie mogłam jednocześnie chodzić do pracy – OK – Państwo przyznaje mi świadczenie pielęgnacyjne, otrzymuję pieniądze, mam za co żyć. Czuję, że moje podstawowe potrzeby są zabezpieczone. Czuję, że jestem, że żyję – bo mam pieniądze na życie. To jest jakby moja umowna „pensja”.
Ale jednocześnie to samo „Państwo” spycha mnie na jakiś margines nieistnienia, na jakiś nierejestrowany obszar bezrobocia, na jakąś wyspę o nazwie „nie możesz, bo nie masz umowy”.
Przykład.
Psuje ci się lodówka. Stara była, mogła się popsuć. Takie czasy. No ale lodówkę mama diabetyka mieć musi. Pierwsza myśl. Po co komu jedzenie – insulina! Mój syn musi mieć insulinę! – Kup sobie nową! – takie rady słyszy się zewsząd. Takie to proste, idź i kup. To pierwszy strzał w kolano. Za co? Może i masz pieniądze ze „z zasiłku” (czytaj świadczenie pielęgnacyjne) ale masz też na co wydawać. Te pieniądze nie są tylko na chorobę dziecka. Są na wszystko, nawet na czynsz. Nie masz oszczędności i nie masz z czego ich odłożyć. – Weź raty! Na dowód dają! – kolejne złote pomysły płyną nawet z TV. To drugi strzał w drugie kolano. Upadam. Raty? Na dowód? Jasne! Każdy sklep chce dać. Ale… jak to? Szybka weryfikacja… że nie pracuję? a co to jest świadczenie? to pani nie jest zarejestrowana w PUP? No tak… to pani w takim razie NIE MA, to pani już PODZIĘKUJEMY. Strzał kulą w łeb, bo w co innego skoro i tak klęczysz.
Popsuła się lodówka. A to pech. Nowej nie kupisz bo nie masz, za co. Nowej na raty nie weźmiesz, bo nie pracujesz, bo cię NIE MA. A nie pójdziesz do pracy, bo przez jakiś czas twoje małe dziecko potrzebuje opieki i pomocy przy podawaniu insuliny. I to jest ten moment kiedy uderza w ciebie strach, złość, wstyd, zażenowanie, nerwy i milion innych emocji.
Pat.
Kolejna sytuacja. Która zawstydza tak, że nikomu się do niej nie przyznasz. A jednocześnie to właśnie ta sytuacja, którą chciało by się wypełnić pierwsze strony gazet. Do gazet nie pójdę. Bo jednak wiecie – wstyd. Wam się przyznam, bo zrozumiecie.
Teraz jest mi lżej. Tylko niech nic się nie psuje.
Cukrzyca to choroba, którą można kontrolować
Poziomy cukru były tak wysokie i tak gwałtownie spadały, że dostałam insulinę. Nie dostałam zbyt wielu wskazówek, po za oklepanym tekstem: jeść regularnie, małe porcje, unikać produktów o wysokim indeksie glikemicznym. Ja nawet nie wiedziałam co to oznacza. Pierwsze co mi przyszło do głowy to sprawdzać na produktach. Ponieważ pracowałam w sklepie z eko żywnością od razu przeglądnęłam produkty, które były polecane. Ściągnęłam sobie z internetu dietę dla osób z cukrzycą, zakupiłam wagę elektroniczną, bardzo dokładną. Zaczęłam ważyć, obliczać i całkowicie podporządkowałam swoje życie na pilnowanie cukru i przygotowywanie posiłków 5x dziennie. Przestałam wychodzić z koleżankami na miasto, bo to nie planowany posiłek, nie planowane podwyższenie poziomu cukru. Żyłam w takim kołowrotku jakieś 6 miesięcy, aż trafiłam na turnus dla osób z cukrzycą i nagle okazało się, że sama siebie katuję, że można żyć normalnie i nie trzeba świrować.
Nauczyłam się robić szybkie, smaczne posiłki, zwiększyłam aktywność. Basen, rower i spacery z psami, a także wypady ze znajomymi. Przestałam się obawiać zjedzenia czegoś na mieście. Zaczęłam znowu żyć i o dziwo poziom cukrów się ustabilizował. Ponieważ stałam się „ekspertką” od cukrzycy pomagam osobom kupującym w sklepie wybrać odpowiednie produkty. Właścicielka sklepu za moją namową rozszerzyła dział dla diabetyków i teraz mamy już praktycznie wszystko co można sobie wyobrazić. Czy diagnoza mnie zmieniła? Zmieniła. Znam swoje ograniczenia, ale też wiem jak sobie z nimi radzić. Nie czuję już wstydu gdy w kawiarni muszę zmierzyć sobie cukier. Często korzystam z dostępnych nowości typu sensory freestyle libre. Kiedy trzeba wychodzę i podaje sobie insulinę.
Musiało minąć sporo czasu, bym mogła swobodnie o tym rozmawiać i nie czuć wstydu. Tak czułam wstyd, bo zawsze mówiono, że cukrzyca typu 2 jest zarezerwowana tylko dla grubasów i leni. Teraz wiem, ze to nie prawda i cukrzyca nie jest karą, jest chorobą która można kontrolować i trzeba ją kontrolować, bo spustoszenie które potrafi zrobić może być nieodwracalne.
Życie mamy tylko jedno
Pierwsze symptomy zaczęły się kilkanaście lat temu. Ciągłe zmęczenie, niezaspokojone pragnienie, złe samopoczucie. Tak wyglądał każdy dzień! Wybrałam się w końcu do lekarza, bo czułam, że coś jest nie tak, jak powinno. W pierwszej kolejności skierowanie na badania, wyniki i diagnoza. Tak.. Wtedy troszkę zawalił mi się świat.
Zaawansowana cukrzyca, insulinoterapia. Jednym słowem jedna wielka tragedia! Bliscy pocieszali mnie, że to nie jest śmiertelna choroba, że wszystko będzie dobrze. Zdawałam sobie sprawę, że istnieją ludzie, którzy mają gorsze przypadłości, lecz nie podnosiło mnie to na duchu. Wpadłam w dołek, z którego nie potrafiłam się podnieść! Przez zły stan psychiczny nie pilnowałam regularności terapii. Często zapomniałam o kontrolowaniu poziomu glukozy, o wstrzykiwaniu insuliny. To była autostrada do szpitala. I tak się też skończyło! Zapadłam w śpiączkę cukrzycową!
Dopiero gdy obudziłam się w szpitalu, zrozumiałam do czego doprowadziłam mój organizm. Chyba potrzebowałam takiego wstrząsu, takiej terapii szokowej, by wziąć w końcu życie w swoje ręce. Po wyjściu ze szpitala moje nastawienie odwróciło się o 180 stopni. Zmieniłam swoje podejście do tej choroby.
Zaczęłam zdrowiej się odżywiać, przestrzegać diety. Skrupulatnie pilnowałam dawkowania i regularności wstrzyknięć. Zaczęłam nowe życie, życie z cukrzycą. Wiadomo, w pierwszym momencie może się zdawać, że choroba całkowicie zmieni nasze życie, że zburzy cały nasz uporządkowany świat. Jednak patrząc z perspektywy czasu, jest to choroba, którą można oswoić. Wystarczy chcieć! Momenty zwątpienie się pojawiają, to naturalne, lecz trzeba walczyć, nie poddawać się chorobie i z impetem kroczyć przez życie.
Ja na przykład zaczęłam biegać, zaczęłam uprawiać sport! Typowy kanapowiec w końcu podniósł tyłek z fotela! Prawdopodobnie, gdyby nie choroba ja nadal bym tkwiła, przyklejona do siedziska! Nieraz potrzebujemy impulsu, by coś zmienić. Takim impulsem w moim przypadku była diagnoza cukrzycy! Proszę więc, nie postrzegajcie tej choroby tylko jako coś negatywnego. Nieraz z pozoru negatywne czynniki prowadzą do pozytywnych konsekwencji! Życie mamy tylko jedno i nie pozwólmy, by cokolwiek sprawiło, że przestaniemy czerpać z niego radość!
Trzeba żyć pełnią życia…
Mam 24 lata. W grudniu 2021 (dokładnie 2 tygodnie przed świętami bożonarodzeniowymi) zdiagnozowana została u mnie cukrzyca I stopnia. Na prawdę nie mogłam uwierzyć w to, że cukrzyca, na ogół kojarzona z dziećmi, została zdiagnozowana akurat u mnie. Musicie tez wiedzieć, że przed cukrzyca moje życie było całkiem porządne. Nie jadłam dużo słodkości, nie piłam słodkich napoi ( bo ich nie lubiłam) i naprawdę o siebie dbałam jak na ucznia dietetyki przystało.
Dlatego moje zdziwienie było na prawdę ogromne, gdy dowiedziałam się co jest przyczyna mojego złego samopoczucia. Oczywiście same objawy, typowo książkowe, oddawanie moczu co chwile przez cała noc, ogromne pragnienie, zmęczenie, brak chęci do czegokolwiek i grzybica języka. Właśnie z tym ostatnim udałam się do lekarza pierwszego kontaktu i wyszłam z podejrzeniem cukrzycy. Od pierwszego badania glukozy i wyniku 300 na czczo do ostatecznej diagnozy dzieliły zaledwie kilka dni. I o to jestem teraz.
Po już prawie 10 miesiącach cukrzycy. Pracuje tam, gdzie nikt nie wyobraża sobie spotkać osoby z taka choroba – na kuchni, jako kucharz w restauracji. Cała załoga wie o mojej chorobie, wie co robić by w razie wypadku mi pomóc. Czasami śmieje się, że bardziej żyją cukrzyca niż ja sama i regularnie przypominają mi o sprawdzaniu cukru niczym najlepszy budzik. Jestem ogromnie dumna z mojej drogi i determinacji by być, gdzie jestem teraz. Życzę każdemu takiego wsparcia jakie ja dostałam i mam nadzieje, że moja historia choć trochę pomoże komuś walczyć o spełnienie marzeń, mimo przeciwności losu.
Z cukrzycą można sięgać po marzenia!
I ten jeden spacer, który był ostatnim. Po powrocie do domu oglądam zdjęcia. Uwagę zwraca blada i chudziutka twarz mojej córeczki. 8 lat ją znam i nie poznaję jej na tym zdjęciu. Intuicja podpowiada mi, że coś jest nie tak. Nazajutrz z samego rana lecimy do przychodni, wyniki i pierwszy szok. Lekarka pierwszego kontaktu, pediatra nie pozostawia złudzeń. Niunia nie wie o czym rozmawiamy, ale rozpaczliwie płacze. Już czuję, że jest źle. Dalej wszystko toczy się jakby poza mną. Karetka i do szpitala. 100 km przed nami. Ja z wielkim brzuchem. I tak kolejne dwa tygodnie sprawiają, że nasze poprzednie życie już nie wróci.
Po powrocie ze szpitala z diagnozą minęły dwa tygodnie i na świat przyszła druga córka. Te tygodnie były koszmarem. Jak z najgorszego snu. Ale dały mi taka siłę, że teraz wiem, że już nic mnie nie złamie.
Staram się, żeby to życie nie było podporządkowane cukrzycy. Nie demonizuje jej. Ale ona jest i zawsze będzie. I nikt… naprawdę nikt nie jest w stanie mi wmówić, że życie z cukrzycą może być normalne. Bo nie jest i nie będzie. Nikt „normalny” nie waży jedzenia. Nie liczy wymienników. Nie nosi pompy. Nie mierzy cukru. Nie boi się, że może się nie obudzić. Nikt nie jest przywiązany do telefonu ze strachu. Nie stresuje się za każdym razem jak idzie na urodziny. Na basen. Do szkoły. To nie jest normalne.
Chcę, by moje dziecko miało w miarę poukładane życie. Bo życie z cukrzycą można poukładać. Można sięgać po marzenia. Można sięgać chmur. I chodzić twardo po ziemi. Można osiągać cele i dążyć do szczęścia. Ale zawsze… zawsze jest to poprzedzone pomiarem cukru.
Mama słodkiej N.
Słodcy z natury…
Mimo, iż mówiono mi od zawsze, że nie mogę się za bardzo nadwyrężać, że tak to powiem, to jestem bardzo aktywną fizycznie osobą. Mianowicie jestem tancerką, umiem dobrze pływać oraz jestem uczestnikiem zajęć strzeleckich, na w-f też ćwiczę :). Na swojej drodze napotkałam wiele różnych osób z cukrzycą, każdy ma inne podejście czasem jest łatwiej, a czasem trudniej, ale zawsze mówię, że chorobę trzeba traktować jak przyjaciółkę, będzie z tobą mimo, że masz jej już czasem dość, stara Ci się pomagać, chociaż nie zawsze jej to wychodzi, trzeba się z nią pogodzić by móc coś osiągnąć i iść dalej.
Każdemu się to w końcu uda, a ja trzymam za was wszystkich kciuki! Osobiście nigdy nie miałam takiej osoby do pogadania w sprawach „cukrzycowych” i przez to teraz ja staram się być taką osobą dla innych, posiadam wiedzę praktyczną jak i teoretyczną, ale bądźmy szczerzy, w naszym świecie teoria rzadko pokrywa się z praktyką, nie boję się rozmawiać na tematy tabu i uważam, że cukrzyca nie jest czymś, czego powinniśmy się wstydzić, mimo wszystko uważam, że są potrzebne takie osoby do uświadamiania ludzi, dzieci i rodziców, że nie jest się samemu w tym słodkim świecie.
Bo my jesteśmy po prostu słodcy z natury 🙂
Siły, cierpliwości i spokoju…
Kiedy zachorował był również już dorosłym facetem. CT1 była dla nas szokiem. Mnóstwo problemów i jeszcze to. Ale cóż…. spina i do przodu. Dyscyplina była na maksa, a największą przeszkodą to fakt, że ta ct1 to nasz problem. Syn nie zgłasza złego samopoczucia, ani dobrego. I tak do dziś. Ta rewolucja, zmiana stylu życia życia dała nam miesiąc miodowy trwający 3 lata. To dla nas był czas przygotowania do prawdziwego życia z ct1, życia takiego jak dziś. Staramy się. Czy wychodzi? Nie zawsze, ale my zawsze do przodu. Staramy się żyć normalnie. Oczywiście ta nasza normalność wygląda trochę inaczej. Ale cóż….. nie ma wyjścia, musimy dać radę, więc dajemy.
Pamiętam kiedyś, kiedyś jedliśmy kaki. Po jakimś czasie mierzymy cukier i co….. cukier kosmos. Wtedy jeszcze korzystaliśmy z naszego miesiąca miodowego ( u nas 3 lata BEZ insy w prawie wojskowej dyscyplinie) więc mimo chłodu i późnej godziny poszliśmy na spacer. Chodzimy tak wokół osiedla i nagle olśnienie…. nie umyliśmy rąk przed pomiarem. Ponowna kontrola i wynik totalnie w drugą stronę. Śmiech i szybko do domu na przekąskę. Totalnie zakręceni byliśmy na początku. Teraz trochę spokojniej, ale adrenalina bywa.
Dla wszystkich diabetyków…. siły, cierpliwości I spokoju, ale przede wszystkim dobrych cukrów.
On daje radę cały czas…
Mózg działał na najwyższych obrotach. Lista zadań była przeze mnie odznaczana bez problemu. Wykonywanie zastrzyków – analiza nigdy nie bałam się igieł zastrzyków krwi, dam radę! Krateczka na liście zaznaczona. Tak! Dieta, liczenie węglowodanów – Ha! To ogarnie mąż bez problemu ma programu do liczenia węgli, białek itp. w małym paluszku. Tak! Organizm prze do przodu poprzez informacyjną zaspę śnieżną i pokonuje ją bez problemu. Ha! Damy radę, przecież syn jest najtwardszy z naszych dzieci. Ha! Damy radę!
I następuje przejście z teorii w praktykę. Miejsce pełne patrzących oczu pielęgniarek. Biorę obmacanego już przeze mnie pena – mózg mobilizuje ciało i zaraz damy radę. Aż dochodzi do mnie, że on nie da … przynajmniej teraz … syn wierzga, krzyczy, płacze, ucieka na podłogę gabinetu zabiegowego pod kozetkę, jak najdalej, w róg pokoju. Moje ręce chociaż nie chcą muszą go wyciągnąć z chwilowo bezpiecznego miejsca. Jest zły, krzyczy tak żałośnie … moje zmobilizowane ciało odpuszcza. Wewnętrzna matczyna obrona wyłączą inne procesy. Chcę brać syna za rękę i uciekać w przeszłość gdzie wszystko było dobrze. Nie da się już zawrócić, wszystko kończy się bo pielęgniarki przejmują moją jeszcze nie wyuczoną rolę i podają insulinę. On trzymany przeze mnie nie wierzy, że mu to robię, że nie bronię go przed bólem.
Ta chwila jest tak załamująca, że moja rozpędzona lokomotywa, która rozbijała trudności jak świerzy śnieg na syberii nagle została zatrzymana przez wielką skałę, rozbiła się. Ja w tej chwili pękłam i już nie mówiłam damy radę. On jest najsilniejszy z moich dzieci i po chwili radośnie zajada kolację pokazując mi trzy mikro biszkopty. On daje radę cały czas.
Trzeba starać się żyć normalnie…
Wstaję rano i moja pierwsza myśl to cukier, bo powinnam go mierzyć od razu po przebudzeniu. W ciągu dnia jest tak samo. Sprawdzam cukier 8 razy dziennie. Nie da się więc o nim zapomnieć, a nawet nie można, bo cukrzyca to choroba, która wymaga czujności i skrupulatności. Dawniej wszystkie wyniki zapisywałam w zeszyciku, który co trzy miesiące kontrolował mój diabetolog.
Na szczęście teraz są aplikacje, które znacznie ułatwiają chorowanie. Dzięki nim rozstałam się z książeczkami z tabelami informującymi o zawartości węglowodanów w danym produkcie. Teraz wszystko znajduję w telefonie. Trzeba tylko umieć to policzyć. Lata praktyki sprawiły, że potrafię prawie bezbłędnie oszacować wagę produktu. Muszę ją znać, żeby wyliczyć zawartość węglowodanów w danym posiłku. Od tego, ile ich jest, zależy, ile muszę podać przed jedzeniem insuliny. Oczywiście liczenie to nie wszystko.
Cukrzyca niesie za sobą wiele ograniczeń. W mojej diecie nie ma żadnych produktów, które szybko podnoszą mi cukier. Słodycze, biała mąka, soki, produkty przetworzone. Lista jest długa i zawiera większość popularnych i lubianych rzeczy. Staram się jeść zdrowo, ale nie popadam w obsesję, bo chcę mieć też przyjemność z życia. Zdarza mi się pójść na pizzę z przyjaciółmi czy napić się piwa i staram się nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Oczywiście bardzo często taka zachcianka odbija się na moich wynikach, bo cukru nie oszukasz, ale mam do tego zdrowy dystans.
Źle prowadzona cukrzyca powoduje ogromne spustoszenie w organizmie, dlatego kluczowe jest monitorowanie choroby. Od 11 roku życia mam pompę insulinową. Dawniej mama przed każdym posiłkiem robiła mi zastrzyk, teraz ustawiam na pompie, ile insuliny potrzebuję, a ona sama dostarcza ją do organizmu. Raz na dwa albo trzy dni muszę tylko zmienić wkłucie do pompy. Noszę ją na pasie. Zdejmuję ją tylko do kąpieli. Pompa naprawdę zmienia życie.
Poza tym stałym kosztem cukrzyka są paski do glukometru, który mierzy poziom cukru we krwi. Bo cukrzyca wymaga ciągłej kontroli ,gdyż cukier może spaść nagle.Cukrzyca wymaga ciągłej kontroli. Zawsze muszę mieć przy sobie coś do zjedzenia, bo cukier może spaść nagle. Zwykle to wyczuwam wcześniej – robię się rozdrażniona, bywa że mam zawroty głowy, ale czasem muszę działać szybko. W moim życiu nie ma miejsca na spontaniczność.
Kiedy mam za wysoki cukier, nie mogę nic jeść, tylko powinnam czekać aż spadnie. Mogę być głodna, mogę być w podróży, ale i tak powinnam czekać. Dodatkowo na poziom cukru we krwi wpływa moje samopoczucie, a to trudno kontrolować. Choćbym jadła najzdrowsze posiłki świata i chodziła jak w zegarku, i tak mogę mieć złe wyniki cukru, bo akurat jestem przeziębiona czy mam stresujący moment w życiu.
Ta choroba wymaga pokory i zdrowego dystansu. Cały czas trzeba mierzyć się lękiem i ograniczeniami, a przy tym starać się żyć normalnie. To trudne, ale nie niemożliwe.
Jak tylko mogę dbam o swoją chorobę…
Było mi ciężko na codzień, bo nie przestrzegałam diety i zaleceń lekarzy. Chciałam żyć ,tak jakby nic się nie wydarzyło i tak niestety robiłam. Przeżywałam pewnego rodzaju bunt. Nie sprawdzałam poziomu glukozy, nie brałam insuliny, żyłam jak gdyby nic. Nawet nie zwróciłam uwagi, jak mój organizm jest wyczerpany i źle się czuje. Było mi słabo, kręciło się w głowie, aż w końcu zasłabłam i wylądowałam w szpitalu. Tam niestety uznano mnie za alkoholiczkę, strasznie śmierdziało ode mnie acetonem( którego ja nie czułam), przez wysoki poziom cukru i był problem z udzieleniem mi pomocy.
Chwila minęła aż moją mamę zaciągnęli z pracy i tłumaczyła im że nie pije, a choruje na cukrzycę. W międzyczasie, zanim ona dotarła wykonano mi płukanie żołądka ( zjadłam duży brzoskwiń) i przez dwa dni byłam nie przytomna. Tyle opowiedziała mi mama. Prawie dwa tygodnie leżałam w szpitalu, na ponownej kuracji, żeby dojść do siebie i wyrównać poziom cukru. Miałam wiele szczęścia że mi pomogli. Ale to też przestroga, żeby mieć opaskę albo kartę cykrzyka( której ja wtedy nie miałam), żeby szybko mogli pomóc. Teraz jako dorosła kobieta mam świadomość swoich błędów i każdego dnia jak tylko mogę dbam o swoją chorobę.
Trzeba starać się żyć normalnie…
Wstaję rano i moja pierwsza myśl to cukier, bo powinnam go mierzyć od razu po przebudzeniu. W ciągu dnia jest tak samo. Sprawdzam cukier 8 razy dziennie. Nie da się więc o nim zapomnieć, a nawet nie można, bo cukrzyca to choroba, która wymaga czujności i skrupulatności. Dawniej wszystkie wyniki zapisywałam w zeszyciku, który co trzy miesiące kontrolował mój diabetolog.
Na szczęście teraz są aplikacje, które znacznie ułatwiają chorowanie. Dzięki nim rozstałam się z książeczkami z tabelami informującymi o zawartości węglowodanów w danym produkcie. Teraz wszystko znajduję w telefonie. Trzeba tylko umieć to policzyć. Lata praktyki sprawiły, że potrafię prawie bezbłędnie oszacować wagę produktu. Muszę ją znać, żeby wyliczyć zawartość węglowodanów w danym posiłku. Od tego, ile ich jest, zależy, ile muszę podać przed jedzeniem insuliny. Oczywiście liczenie to nie wszystko.
Cukrzyca niesie za sobą wiele ograniczeń. W mojej diecie nie ma żadnych produktów, które szybko podnoszą mi cukier. Słodycze, biała mąka, soki, produkty przetworzone. Lista jest długa i zawiera większość popularnych i lubianych rzeczy. Staram się jeść zdrowo, ale nie popadam w obsesję, bo chcę mieć też przyjemność z życia. Zdarza mi się pójść na pizzę z przyjaciółmi czy napić się piwa i staram się nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Oczywiście bardzo często taka zachcianka odbija się na moich wynikach, bo cukru nie oszukasz, ale mam do tego zdrowy dystans.
Źle prowadzona cukrzyca powoduje ogromne spustoszenie w organizmie, dlatego kluczowe jest monitorowanie choroby. Od 11 roku życia mam pompę insulinową. Dawniej mama przed każdym posiłkiem robiła mi zastrzyk, teraz ustawiam na pompie, ile insuliny potrzebuję, a ona sama dostarcza ją do organizmu. Raz na dwa albo trzy dni muszę tylko zmienić wkłucie do pompy. Noszę ją na pasie. Zdejmuję ją tylko do kąpieli. Pompa naprawdę zmienia życie.
Poza tym stałym kosztem cukrzyka są paski do glukometru, który mierzy poziom cukru we krwi. Bo cukrzyca wymaga ciągłej kontroli ,gdyż cukier może spaść nagle.Cukrzyca wymaga ciągłej kontroli. Zawsze muszę mieć przy sobie coś do zjedzenia, bo cukier może spaść nagle. Zwykle to wyczuwam wcześniej – robię się rozdrażniona, bywa że mam zawroty głowy, ale czasem muszę działać szybko. W moim życiu nie ma miejsca na spontaniczność.
Kiedy mam za wysoki cukier, nie mogę nic jeść, tylko powinnam czekać aż spadnie. Mogę być głodna, mogę być w podróży, ale i tak powinnam czekać. Dodatkowo na poziom cukru we krwi wpływa moje samopoczucie, a to trudno kontrolować. Choćbym jadła najzdrowsze posiłki świata i chodziła jak w zegarku, i tak mogę mieć złe wyniki cukru, bo akurat jestem przeziębiona czy mam stresujący moment w życiu.
Ta choroba wymaga pokory i zdrowego dystansu. Cały czas trzeba mierzyć się lękiem i ograniczeniami, a przy tym starać się żyć normalnie. To trudne, ale nie niemożliwe.
Cukrzyca jest dla mnie drugim dzieckiem…
Zaczęło się od złego samopoczucia, braku apetytu, chudnięcia i ciągłego pragnienia. Niestety pierwsze objawy zostały zbagatelizowane przez lekarza rodzinnego i trafiłam do szpitala z cukrem ponad 700…nie wiele pamiętam z momentu diagnozy…tyle co mi mąż opowiadał…dostałam ostrej niewydolności nerek, zostałam wprowadzona w śpiączkę farmakologiczna i podpięta pod dializę.
Po pełnym cyklu kilkudniowym nerki podjęły prace po kilku dniach zostałam wybudzona i trafiłam do wspaniałego szpitala gdzie wszystko mi wytłumaczyli. Otrzymałam tam ogromne wsparcie oraz oczywiście wiele też robiło wsparcie rodziny.
Miałam motywację do tego aby walczyć. Ze średnich cukrów 300 zeszłam na około 95 więc jest to dla mnie ogromny sukces ale też ciągła praca. Cukrzyca jest dla mnie drugim dzieckiem każdemu życzę takich ludzi na których ja trafiłam w walce o lepsze cukry oraz o lepsze życie.
Pozdrawiam wszystkich cukrzyków
I tak mając 38 lat ,ni z gruszki, ni z pietruszki doszła cukrzyca typu 1. Gdy przed chorobą na CT1 robiłam kontrolne badania zawsze wypadały źle. Czy była to hemoglobina czy ferytyna czy płytki krwi – tragedia. Przeciwciała anty TPO – brakowało skali nawiasem mówiąc nie dbałam o moją dietę wogóle. Teraz z dumą jadę do lekarza diabetologa i przedstawiam mu swoje wyniki. Za każdym razem powtarza mi, że jestem mądrym pacjentem i godnym naśladowania. Moje wyniki zawsze są w granicach normy. Przeciwciała zbite do minimum a glikowana to 5,5
To prawda ! Jest ogrom wyrzeczeń ! Ale to moje zdrowie o które zadbałam przy okazji CT1.
Ps: zmieniłam nawyki żywieniowe całej rodziny z taki efektem , że mąż zgubił na wadze 25 kilo 🙂
Pozdrawiam wszystkich cukrzyków.
Trzeba żyć pełnią życia…
Są lepsze i gorsze dni ale na szczęście wciąż nie mam żadnych powikłań, pomimo że trzymam cukry raczej wyższe, bo panicznie boje się hipoglikemii.
Przestrzegam kilku prostych zasad i jakoś to się toczy. Na pewno nie stawiam cukrzycy na 1 miejscu w życiu. Nie wstydzę się jej ale też nie chwalę nią wszędzie. Wplatam pomiary cukru podawanie insuliny i liczenie ww i wbt pomiędzy swoje codzienne życie i obowiązki bo to one są najważniejsze. A proste zasady pozwolą nam cukrzykom żyć w dobrym zdrowiu bardzo długo. Nie ma co zbyt długo analizować, rozmyślać. Trzeba żyć pełnią życia tu i teraz i łapać każda chwile, czy to z cukrzyca czy bez!
Martynka i jej mama
Dziś jest inaczej, czas płynie, a ona jest niesamowicie odważna więc uczę się od niej!
Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach.
26 lutego 2017 godzina 16.00
Telefon z przychodni, a w słuchawce głos pielęgniarki:
– Proszę natychmiast do nas przyjechać cukier 600!!!
Karetka, szpital, diagnoza. Oczy widzą ciemność, uszy słyszą CUKRZYCA!
Nie było pytań dlaczego moja Martynka. Nie było na to czasu. Jedna chwila i stanęłam po innej stronie. W głowie milion pytań może to pomyłka? Ale odgłos tłoczącej insulinę do słabego ciała Martynki pompa dała mi w pysk! To nie pomyłka! To nasza od teraz rzeczywistość!
Marzec 2017- mija trzeci tydzień od kiedy 24h na dobę jestem pielęgniarką, lekarzem i dietetykiem. Mój rytm dnia wyznacza cholerny cukier! Co trzy godziny w dzień i w nocy przeżywam stan przedzawałowy patrząc na glukometr – wynik! Przygotowując posiłek robię na talerzu „sekcję zwłok”. Ty widzisz kotleta, ja wymienniki węglowodanowe, białkowo-tłuszczowe i kalorie. Ty nakrywasz do stołu, ja obliczam dawkę insuliny żeby moje dziecko mogło zjeść. Ty ocierasz po posiłku usta, my czekamy, aż insulina zacznie działać. Ty odchodzisz od stołu, my zaczynamy jeść…Skomplikowane? To tylko pokrótce. Mówisz: Hej dacie radę! ok musimy. Ale nie mów będzie dobrze, bo dla nas dobrze to nie kwestia szczęścia, ale ciężka praca tu i teraz i na przyszłość, bez wolnych dni i nocy…
Mija 5 rok życia z cukrzycą. Nie ma już tyle lęku i niewiadomych co na początku, ale nadal nie ma minuty, godziny, kiedy można zapomnieć, że cukrzyca jest z nami. Nadal wielu ludzi ma znikome, blade, albo w ogóle nie ma pojęcia, że cukrzyca to jak epidemia. Niektórzy mają pecha i brak wpływu na „przydział” cukrzycy, ale są też tacy, którzy świadomie na nią pracują przez kompletną ignorancję zdrowia. Era przekąsek, kolorowych talerzy nie od warzyw i owoców, ale sztucznych barwników i polepszaczy. Reklamy w tv, radio, półki przy kasach uginające się od produktów, które musisz mieć, bo jak nie to padniesz z głodu do następnego posiłku!
Z cukrzycą da się żyć. Bywa nieprzewidywalna, niesprawiedliwa, uciążliwa, ale dbając o dobre cukry nie dajesz się nabrać na bylejakość w żywieniu. Nie dajesz sie nabrać na kolorowe etykiety i reklamy bez pokrycia. W 2017 roku zmieniło się nasz życie, ale od tamtej pory żyjemy według hasła: Człowiek jest produktem swojego życia.
Pozdrawiamy Martyna i mama.
Moje życie z cukrzycą zaczęło się dość niedawno…
Zapytacie pewnie jak się o tym dowiedziałam, więc w tamtym roku (2021r) borykałam się z nawracającym zapaleniem pęcherza i innymi rzeczami z tym związane, problem nawracał się praktycznie miesiąc w miesiąc.. Dostawałam przeróżne tabletki, robili mi badania itp. Niestety problem nie znikał, a moje samopoczucie robiło się gorsze.
W październiku byłam chora, bolał mnie brzuch, nie mogłam się ruszyć z łóżka, zrobili mi badania cukru na czczo iii… wszystko było okej. Dali mi lekarstwa i po jakimś czasie wszystko wróciło do normy (do dzisiaj nie wiem co mi było). Od początku grudnia zaczęłam pić bardzo dużo wody (8l dziennie)… W pracy, w domu, w nocy, wszędzie musiałam mieć butelkę wody obok. Miałam bardzo sucho w buzi, czasami nie byłam w stanie nic powiedzieć. O przełknięciu śliny nie wspomnę… Był to dość ciężki okres dla mnie. Co się wiązało z wodą? Chodzenie co chwilę do toalety… Najgorsze było wstawanie w nocy, budziłam się nie tylko ja, ale i mój partner. 2 dni przed Sylwestrem stwierdziłam że muszę coś z tym zrobić, wzięłam urlop w pracy i umówiłam się do lekarza, zrobili mi badania i następnego dnia okazało się, że mialam tego cukru 350.
Od razu zostały mi przepisane tabletki, musiałam odebrać glukometr z przychodni i miałam cukier obserwować przez weekend. Przy okazji zostałam skierowana na testy Covid, partner w tym samym czasie również dostał skierowanie, ponieważ źle się czuł. Testy niestety okazały się pozytywne, zaczęliśmy kwarantannę razem. Przez weekend cukry nie spadały poniżej 550, w poniedziałek lekarz dał mi skierowanie do szpitala. Na początku nie chcieli mnie przyjąć, kazali czekać do końca kwarantanny… Pogotowie również odmawiało przyjazdu do domu. W końcu lekarka zadzwoniła i sama zamówiła pogotowie, po 3 godzinach zawieźli mnie do szpitala. Trafiłam na oddział gastroenterologii z cukrem 600, podłączyli mnie pod pompę i zaczęli robić badania. W szpitalu spędziłam 10 dni, tyle ile trwała kwarantanna.
Po tych dniach zostałam wypisana ze szpitala ze świadomością choroby, nie funkcjonowaniu trzustki, ze skierowaniem do diabetologa, receptą na insulinę, z penami w ręku i praktycznie „zielona” na temat cukrzycy… Od tamtej pory staram się z tym żyć, początkowo byłam załamana, wystraszona oraz nie wiedziałam jak z tym sobie poradzę. Padały również pytania „dlaczego ja?”… Przecież czułam się zawsze okej, nie miałam ze zdrowiem żadnych problemów. Początki z cukrzycą były dla mnie ciężkie, wbijanie insuliny sprawiało mi początkowo ból, ale po pewnym czasie ogarnęłam co i jak i było już okej.
Po paru miesiącach mogłam starać się wrócić do pracy (wcześniej nie dostałam zgody od diabetologa). Myślałam, że będzie to łatwe, pójdę na badania i od razu dostanę zgodę. Oczywiście był z tym problem, diabetolog musiał mi wypisać zgodę na jazdę na wózku widłowym powyżej 3 m oraz na pracę na 3 zmiany. Lekarz w medycynie pracy podbił mi badania na rok i kazał szukać innej pracy. Nie jest mi to na rękę, ponieważ dobrze się czuję pracując tam. Będę na pewno walczyć o podbicie mi badań na dalsze lata pracy.
Korzystam z monitorowania glikemii 24h na dobę, oraz staram się trzymać cukier w określonych widełkach choć czasami jest to bardzo ciężkie do ogarnięcia. Trzymam kciuki za inne osoby, mam nadzieję, że nie dacie sobie wejść na głowę i w miarę możliwości będziecie się uparcie trzymać swoich racji.
Ściskam mocno, Alicja!
Stań się inspiracją dla innych osób, które zmagają się z cukrzycą. Wybrane zgłoszenia opublikujemy anonimowo w naszych social mediach.